niedziela, 9 sierpnia 2015

Dobrze, że jesteś [M.Cz1]

Dobrze, że jesteś

- Babciu, jak poznałaś dziadka? Opowiedz mi, proszę – nieustanie prosiła mała Eileen. Starsza kobieta bujała się w fotelu popijając swoją ulubioną zieloną herbatę. Przymknęła lekko coraz cięższe powieki i przypomniała sobie wszystko. Wróciła do tamtego dnia, szczęśliwe chwile powróciły, choć nie pamiętała już wszystkich szczegółów. Pamiętała za to wielką miłość, wielką radość, wielkie rozstania i wielkie łzy.

- Ron, proszę Cię.. Wiesz, jaki ten bal jest dla mnie ważny – brązowowłosa stale nalegała. - Będą tam wszyscy przyjaciele, wszyscy! Chciałabym, żebyś poszedł ze mną..
- Herm, mówiłem Ci już tyle razy. Nie mogę odwołać spotkania z Larą. Nie mogę, od tego zależy moje być albo nie być w tej branży - Ron nie ustępował. Hermiona była coraz bardziej rozżalona.
- Wiesz co? Idź sobie do tej Lary. Prawda jest taka, że skoro to Twoja managerka to możesz spotkać się z nią innego dnia. Po prostu nie chcesz ze mną iść, ale w porządku. Nie idź, Twoja sprawa – powiedziała rozzłoszczona brunetka i wyszła spokoju zostawiając rudowłosego. Liczyła, że w końcu ją doceni, ale niestety, tak się nie stało. Ron wzruszył tylko ramionami i przygotowywał garnitur na spotkanie z Larą.


Hermiona Granger, znana magomedyczka skrzydła szpitalnego św. Munga nie mogła doczekać się bankietu. Przede wszystkim dlatego, że będą na nim wszyscy jej najbliżsi przyjaciele. Każdy, kto będzie dla niej ważny. Każdy, oprócz Rona. Czarodziejka nie miała już do niego siły. Nie potrafiła prosić o każde wyjście, o nawet najmniejszą chwilę czasu poświęconego tylko i wyłącznie jej. Dlatego postanowiła zupełnie się nie przejmować brakiem Rona na najważniejszym bankiecie w roku. Założyła granatową suknię to samej ziemi, włosy wyprostowała jednym machnięciem różdżki, dobrała dodatki i była gotowa do wyjścia.

Wystrój sali na której odbywał się bal oniemiał dziewczynę. Była wręcz onieśmielona. Wszędzie wisiała jemioła, czerwono-srebrne dekoracje błyszczały w migającym świetle. Wszystko było niesamowite. Kiedy tylko weszła do sali wszystkie oczy zwróciły się ku niej. Tak, Hermiona Granger była tego świadoma. Stała się piękną kobietą, o której każdy facet może tylko marzyć. Ona oddałaby życie za Rona Weasley'a, który był dla niej wszystkim.

- Przepraszam, że Pani przeszkadzam, ale jest Pani potrzebna w skrzydle szpitalnym. Trafiła tam mała dziewczynka po ciężkim wypadku. Tylko Pani może jej pomóc – powiedziała elegancko ubrana kobieta, pielęgniarka szpitalna, Rose. Była bardzo przejęta. W jednej chwili najważniejszy dla Hermiony bal stracił na znaczeniu. W ciągu kilku sekund znalazła się w szpitalu, ubrana w biały kitel przy chorej dziewczynce. Zobaczyła ją w tragicznym stanie. Nigdy nie widziała tak poturbowanego dziecka. A przy małej pacjentce siedział Malfoy. Ten sam Malfoy, który uprzykrzał jej całe życie w Hogwarcie. Dokładnie ten sam. Ale teraz Hermiona zobaczyła w nim człowieka z uczuciami. Płakał, ściskał rękę dziewczynki i bez ustanku prosił, żeby go nie zostawiała. Popatrzył na byłego wroga spuchniętymi oczyma. Chciał nawet coś powiedzieć.
- To nie czas na sentymenty, Mal.. Dracon – Hermiona specjalnie użyła imienia mężczyzny, żeby nie dołować go jeszcze bardziej. - Co jej się stało?
- Ktoś z moich wrogów potraktował ją Cruciatusem.. I to niejednym.. Hermiona, błagam Cię…
Herm nie mogła wyjść z podziwu. Jak można tak skrzywdzić takie maleństwo. Dziewczynka miała może trzy latka. Nie powinna płacić za błędy ojca. Granger szybko wzięła się za ratowanie małej księżniczki i po kilku godzinach rany na ciele dziewczynki zniknęły, zostały tylko blizny, a dziewczynka zapadła w śpiączkę.

 Hermiona zemdlała.



- Co się stało, gdzie ja jestem? - zapytała. Otworzyła oczy i ujrzała, że Mafloy trzyma ją w rękach.
-Zemdlałaś, Hermiona. Tak długo leczyłaś moją córkę, że brakło Ci sił. Dziękuję Ci za to. Ja nawet nie wiem.. - zaczął niepewnie blondyn.
- Porozmawiamy o tym później, na razie jest mi niesamowicie słabo. Powinnam chyba wrócić do domu. Zajrzę tu jutro z samego rana, dobrze? Blondyn skinął tylko głową, a Granger przeniosła się już do swojego łóżka.
                                                                             ***

- Jak się bawiłaś na balu? - zapytał Ron wchodząc do mieszkania swojej dziewczyny.
- Nie bawiłam się na balu, byłam w szpitalu. Trzyletnią dziewczynkę potraktowano cruciatusem. Była w tragicznym stanie. - powiedziała Hermiona. Gdy tylko przypomniała sobie początkowy stan dziewczynki chciało jej się płakać.
- I oczywiście Hermiona Granger musiała zbawiać świat, nie poszła na bal, tylko ratowała życie jakiemuś dziecku? - zapytał ironicznie Weasley. Tego było zbyt wiele. Ta dziewczynka nie była niczemu winna, nie zasłużyła na takie traktowanie. Hermiona nie zareagowała nawet, tylko zostawiła Rona samego tak, jak miała to w zwyczaju. Teleportowała się do szpitala.

-Dzień dobry! - powiedziała magomedyczka wchodząc do gabinetu. - Rose, co z córką Malfoya?
- Jeszcze nic nie wiadomo. Jej stan od wczoraj się nie zmienił. Swoją drogą, jej ojciec siedzi przy niej cały czas, płacze i ściska ją za rękę. Uroczy widok, naprawdę. Mam nadzieję, że dziewczynka się wybudzi. Herm, Ty nie masz dziś dyżuru- powiedziała pielęgniarka.
-Wiesz jak to ze mną jest. I tak ciągle myślami jestem w szpitalu, nie umiem się oderwać. Mam nadzieję, że jej stan się poprawi. Tak w ogóle, jak jej na imię?
- Sky – Hermiona tylko cicho mruknęła pod nosem. Sky to pięknie imię dla takiej małej księżniczki.

Hermiona spojrzała przez szybę gabinetu. Malfoy rzeczywiście ściskał rękę córki i płakał jak niemowlę. Płakał tak jak ona, kiedy wyzywał ją od najgorszych. Teraz, to co było minęło. Nie chciała do tego wracać. Najważniejsze dla niej było teraz życie tej małej.I nie liczyło się to, jak bardzo jej ojciec ją skrzywdził. 

- Draco, wyglądasz okropnie. Powinieneś iść odpocząć – powiedziała Hermiona wchodząc do sali.
- Nie mogę jej zostawić, nie chcę, nie pozwolę jej znowu skrzywdzić, wszystko przeze mnie, moja mała córeczka.. - plątał się w kółko. Panna Granger przez chwilę zastanawiała się, czy córka czy ojciec jest w gorszym stanie. - My już nie mamy nikogo. Została mi tylko ona. Sky ma tylko mnie. Rozumiesz? - dokończył monolog. Hermiona tylko skinęła głową. Nie chciała pytać o to, co stało się z resztą ich rodziny.
- Zostanę z nią. Nie mam teraz dyżuru. Musisz odpocząć. Zostałeś jej tylko Ty, a jak za chwilę będziesz leżał koło niej z wycieńczenia na łóżku szpitalnym, to uwierz mi, niewiele będzie miała z takiego ojca. No już, idź – poganiała go Hermiona. Draco przyjrzał jej się uważnie. Od czasów Hogwartu bardzo się zmieniła. Wypiękniała. Zrobiła się niesamowita. A może zawsze taka była, tylko on zaślepiony nienawiścią tego nie zauważał?
- Dziękuję Ci.

Hermiona patrzyła na dziewczynkę i zastanawiała się nad tym, co by się stało, gdyby to ona była na jej miejscu. Czy Ron odwiedziłby ją w szpitalu? Na pewno nie. Pewnie znalazłby tysiąc powodów dla których nie mógłby przyjść. Zostałaby zupełnie sama. Nikt nie trzymałby jej za rękę, nikt nie mówiłby, że musi się obudzić, że ma dla kogo żyć.
- Sky, jesteś tu jeszcze potrzebna – powiedziała była Gryfonka. Wyczarowała Najpiękniejsze magiczne baśnie i zaczęła czytać swojej małej podopiecznej. Nawet nie zauważyła, kiedy słońce zaczęło wschodzić, a za szybą pojawił się Malfoy.
- Sky, jesteś na pewno niesamowitą dziewczynką. Twój tatuś bardzo Cię potrzebuje, dlatego musisz otworzyć swoje piękne oczka i popatrzeć na niego tak, jak zawsze. A wierzę, że patrzysz tak, że od razu chciałby Ci rzucić cały świat pod nogi.
- Masz rację, a nawet cały wszechświat – dokończył Malfoy. - Dziękuję Ci, Hermiona. Wracaj do domu, prześpij się, za chwilę pewnie zaczynasz dyżur – powiedział Draco z troską w głosie. Gryfonka tylko przytaknęła, pożegnała się z byłym wrogiem i wróciła do domu, chociaż wcale nie chciała do niego wracać. Całe szczęście Ron był na spotkaniu z Larą i nie musiała z nim rozmawiać. To nie było tak, że go nie kochała. Był dla niej wszystkim, po prostu ostatnio nie potrafili się zrozumieć. 

Spotkała go dopiero przed wyjściem do pracy.
- Herm, w Proroku Codziennym pisali, że ta dziewucha o której mówiłaś to córka Malfoy'a? Poważnie, uratowałaś córkę byłego Śmierciożercy? I to w dodatku Malfoy'a? Czyś Ty na łeb upadła? - zapytał Ron patrząc na swoją partnerkę wzrokiem pełnym pogardy.
- Moim obowiązkiem jest ratować każdego, kto potrzebuje mojej pomocy – powiedziała Hermiona. Jak zwykle nie miała już siły do swojego wybranka.
-Dobrze wiesz, że nie chcę się z Tobą kłócić. Za miesiąc nasz ślub, a my się ciągle mijamy. Nie chcę tak żyć -powiedział przytulając się do swojej partnerki. A Hermiona? Po prostu nie chciała. Ron ją brzydził i nie potrafiła nic na to poradzić. Brzydził ją jego dotyk, jego oddech na jej karku, jego każdy pocałunek.
-Śpieszę się do pracy – rzuciła krótko Gryfonka i uciekła. Jak już miała to w zwyczaju.

Hermiona zawsze wchodziła najpierw do gabinetu i witała się z Rose. Teraz jednak coś się zmieniło. Od razu po wejściu do szpitala skierowała swoje kroki w stronę sali numer 8, gdzie leżała dziewczynka. Jak się domyślała, siedział przy niej Draco i mocno ściskał jej rączkę.
-Cześć, Hermiona. Dobrze, że przyszłaś. Chciałbym z Tobą chwilkę porozmawiać. Tylko proszę, nie wychodźmy z sali, nie chcę małej zostawić ani na chwilę – powiedział Ślizgon.
- Cześć Draco, oczywiście. Słucham, o czym chcesz ze mną rozmawiać?  



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Proszę o szczere opinię :) Kontynuacja miniaturki pojawi się, oczywiście, jeżeli będzie miał kto ją czytać. Dobrych wakacji, Kochani! 
Buziaki
K.