Dobrze, że jesteś
-
Babciu, jak poznałaś dziadka? Opowiedz mi, proszę – nieustanie
prosiła mała Eileen. Starsza kobieta bujała się w fotelu
popijając swoją ulubioną zieloną herbatę. Przymknęła lekko coraz
cięższe powieki i przypomniała sobie wszystko. Wróciła do
tamtego dnia, szczęśliwe chwile powróciły, choć nie pamiętała
już wszystkich szczegółów. Pamiętała za to wielką miłość,
wielką radość, wielkie rozstania i wielkie łzy.
-
Ron, proszę Cię.. Wiesz, jaki ten bal jest dla mnie ważny –
brązowowłosa stale nalegała. - Będą tam wszyscy przyjaciele, wszyscy!
Chciałabym, żebyś poszedł ze mną..
-
Herm, mówiłem Ci już tyle razy. Nie mogę odwołać spotkania z
Larą. Nie mogę, od tego zależy moje być albo nie być w tej
branży - Ron nie ustępował. Hermiona była coraz bardziej
rozżalona.
-
Wiesz co? Idź sobie do tej Lary. Prawda jest taka, że skoro to
Twoja managerka to możesz spotkać się z nią innego dnia. Po
prostu nie chcesz ze mną iść, ale w porządku. Nie idź, Twoja
sprawa – powiedziała rozzłoszczona brunetka i wyszła spokoju
zostawiając rudowłosego. Liczyła, że w końcu ją doceni, ale niestety, tak się nie stało. Ron wzruszył
tylko ramionami i przygotowywał garnitur na spotkanie z Larą.
Hermiona
Granger, znana magomedyczka skrzydła szpitalnego św. Munga nie
mogła doczekać się bankietu. Przede wszystkim dlatego, że będą
na nim wszyscy jej najbliżsi przyjaciele. Każdy, kto będzie dla
niej ważny. Każdy, oprócz Rona. Czarodziejka nie miała już do
niego siły. Nie potrafiła prosić o każde wyjście, o nawet
najmniejszą chwilę czasu poświęconego tylko i wyłącznie jej.
Dlatego postanowiła zupełnie się nie przejmować brakiem Rona na
najważniejszym bankiecie w roku. Założyła granatową suknię to
samej ziemi, włosy wyprostowała jednym machnięciem różdżki,
dobrała dodatki i była gotowa do wyjścia.
Wystrój
sali na której odbywał się bal oniemiał dziewczynę. Była wręcz
onieśmielona. Wszędzie wisiała jemioła, czerwono-srebrne
dekoracje błyszczały w migającym świetle. Wszystko było
niesamowite. Kiedy tylko weszła do sali wszystkie oczy zwróciły
się ku niej. Tak, Hermiona Granger była tego świadoma. Stała się
piękną kobietą, o której każdy facet może tylko marzyć. Ona
oddałaby życie za Rona Weasley'a, który był dla niej wszystkim.
-
Przepraszam, że Pani przeszkadzam, ale jest Pani potrzebna w
skrzydle szpitalnym. Trafiła tam mała dziewczynka po ciężkim
wypadku. Tylko Pani może jej pomóc – powiedziała elegancko
ubrana kobieta, pielęgniarka szpitalna, Rose. Była bardzo przejęta.
W jednej chwili najważniejszy dla Hermiony bal stracił na
znaczeniu. W ciągu kilku sekund znalazła się w szpitalu, ubrana w
biały kitel przy chorej dziewczynce. Zobaczyła ją w tragicznym
stanie. Nigdy nie widziała tak poturbowanego dziecka. A przy małej
pacjentce siedział Malfoy. Ten sam Malfoy, który uprzykrzał jej
całe życie w Hogwarcie. Dokładnie ten sam. Ale teraz Hermiona
zobaczyła w nim człowieka z uczuciami. Płakał, ściskał rękę
dziewczynki i bez ustanku prosił, żeby go nie zostawiała.
Popatrzył na byłego wroga spuchniętymi oczyma. Chciał nawet coś
powiedzieć.
- To
nie czas na sentymenty, Mal.. Dracon – Hermiona specjalnie użyła
imienia mężczyzny, żeby nie dołować go jeszcze bardziej. - Co
jej się stało?
-
Ktoś z moich wrogów potraktował ją Cruciatusem.. I to niejednym..
Hermiona, błagam Cię…
Herm
nie mogła wyjść z podziwu. Jak można tak skrzywdzić takie
maleństwo. Dziewczynka miała może trzy latka. Nie powinna płacić
za błędy ojca. Granger szybko wzięła się za ratowanie małej księżniczki i po kilku godzinach rany na ciele dziewczynki zniknęły,
zostały tylko blizny, a dziewczynka zapadła w śpiączkę.
Hermiona
zemdlała.
- Co
się stało, gdzie ja jestem? - zapytała. Otworzyła oczy i ujrzała,
że Mafloy trzyma ją w rękach.
-Zemdlałaś,
Hermiona. Tak długo leczyłaś moją córkę, że brakło Ci sił.
Dziękuję Ci za to. Ja nawet nie wiem.. - zaczął niepewnie
blondyn.
-
Porozmawiamy o tym później, na razie jest mi niesamowicie słabo.
Powinnam chyba wrócić do domu. Zajrzę tu jutro z samego rana,
dobrze? Blondyn skinął tylko głową, a Granger przeniosła się
już do swojego łóżka.
***
-
Jak się bawiłaś na balu? - zapytał Ron wchodząc do mieszkania
swojej dziewczyny.
-
Nie bawiłam się na balu, byłam w szpitalu. Trzyletnią dziewczynkę
potraktowano cruciatusem. Była w tragicznym stanie. - powiedziała
Hermiona. Gdy tylko przypomniała sobie początkowy stan dziewczynki
chciało jej się płakać.
- I
oczywiście Hermiona Granger musiała zbawiać świat, nie poszła na
bal, tylko ratowała życie jakiemuś dziecku? - zapytał ironicznie
Weasley. Tego było zbyt wiele. Ta dziewczynka nie była niczemu
winna, nie zasłużyła na takie traktowanie. Hermiona nie
zareagowała nawet, tylko zostawiła Rona samego tak, jak miała to w
zwyczaju. Teleportowała się do szpitala.
-Dzień
dobry! - powiedziała magomedyczka wchodząc do gabinetu. - Rose, co
z córką Malfoya?
-
Jeszcze nic nie wiadomo. Jej stan od wczoraj się nie zmienił. Swoją
drogą, jej ojciec siedzi przy niej cały czas, płacze i ściska ją
za rękę. Uroczy widok, naprawdę. Mam nadzieję, że dziewczynka
się wybudzi. Herm, Ty nie masz dziś dyżuru- powiedziała
pielęgniarka.
-Wiesz
jak to ze mną jest. I tak ciągle myślami jestem w szpitalu, nie
umiem się oderwać. Mam nadzieję, że jej stan się poprawi. Tak w
ogóle, jak jej na imię?
-
Sky – Hermiona tylko cicho mruknęła pod nosem. Sky to pięknie
imię dla takiej małej księżniczki.
Hermiona
spojrzała przez szybę gabinetu. Malfoy rzeczywiście ściskał rękę
córki i płakał jak niemowlę. Płakał tak jak ona, kiedy wyzywał
ją od najgorszych. Teraz, to co było minęło. Nie chciała do tego
wracać. Najważniejsze dla niej było teraz życie tej małej.I nie liczyło się to, jak bardzo jej ojciec ją skrzywdził.
-
Draco, wyglądasz okropnie. Powinieneś iść odpocząć –
powiedziała Hermiona wchodząc do sali.
-
Nie mogę jej zostawić, nie chcę, nie pozwolę jej znowu
skrzywdzić, wszystko przeze mnie, moja mała córeczka.. - plątał
się w kółko. Panna Granger przez chwilę zastanawiała się, czy
córka czy ojciec jest w gorszym stanie. - My już nie mamy nikogo.
Została mi tylko ona. Sky ma tylko mnie. Rozumiesz? - dokończył
monolog. Hermiona tylko skinęła głową. Nie chciała pytać o
to, co stało się z resztą ich rodziny.
-
Zostanę z nią. Nie mam teraz dyżuru. Musisz odpocząć. Zostałeś
jej tylko Ty, a jak za chwilę będziesz leżał koło niej z
wycieńczenia na łóżku szpitalnym, to uwierz mi, niewiele będzie
miała z takiego ojca. No już, idź – poganiała go Hermiona.
Draco przyjrzał jej się uważnie. Od czasów Hogwartu bardzo się
zmieniła. Wypiękniała. Zrobiła się niesamowita. A może zawsze
taka była, tylko on zaślepiony nienawiścią tego nie zauważał?
-
Dziękuję Ci.
Hermiona
patrzyła na dziewczynkę i zastanawiała się nad tym, co by się
stało, gdyby to ona była na jej miejscu. Czy Ron odwiedziłby ją w
szpitalu? Na pewno nie. Pewnie znalazłby tysiąc powodów dla
których nie mógłby przyjść. Zostałaby zupełnie sama. Nikt nie
trzymałby jej za rękę, nikt nie mówiłby, że musi się obudzić,
że ma dla kogo żyć.
-
Sky, jesteś tu jeszcze potrzebna – powiedziała była Gryfonka.
Wyczarowała Najpiękniejsze magiczne baśnie i zaczęła czytać
swojej małej podopiecznej. Nawet nie zauważyła, kiedy słońce
zaczęło wschodzić, a za szybą pojawił się Malfoy.
-
Sky, jesteś na pewno niesamowitą dziewczynką. Twój tatuś bardzo
Cię potrzebuje, dlatego musisz otworzyć swoje piękne oczka i
popatrzeć na niego tak, jak zawsze. A wierzę, że patrzysz tak, że
od razu chciałby Ci rzucić cały świat pod nogi.
-
Masz rację, a nawet cały wszechświat – dokończył Malfoy. -
Dziękuję Ci, Hermiona. Wracaj do domu, prześpij się, za chwilę
pewnie zaczynasz dyżur – powiedział Draco z troską w głosie. Gryfonka tylko przytaknęła, pożegnała się z byłym wrogiem i
wróciła do domu, chociaż wcale nie chciała do niego wracać. Całe
szczęście Ron był na spotkaniu z Larą i nie musiała z nim
rozmawiać. To nie było tak, że go nie kochała. Był dla niej wszystkim, po prostu ostatnio nie potrafili się zrozumieć.
Spotkała go dopiero przed wyjściem do pracy.
-
Herm, w Proroku Codziennym pisali, że ta dziewucha o której mówiłaś
to córka Malfoy'a? Poważnie, uratowałaś córkę byłego
Śmierciożercy? I to w dodatku Malfoy'a? Czyś Ty na łeb upadła? -
zapytał Ron patrząc na swoją partnerkę wzrokiem pełnym pogardy.
-
Moim obowiązkiem jest ratować każdego, kto potrzebuje mojej pomocy
– powiedziała Hermiona. Jak zwykle nie miała już siły do
swojego wybranka.
-Dobrze
wiesz, że nie chcę się z Tobą kłócić. Za miesiąc nasz ślub,
a my się ciągle mijamy. Nie chcę tak żyć -powiedział
przytulając się do swojej partnerki. A Hermiona? Po prostu nie
chciała. Ron ją brzydził i nie potrafiła nic na to poradzić.
Brzydził ją jego dotyk, jego oddech na jej karku, jego każdy
pocałunek.
-Śpieszę
się do pracy – rzuciła krótko Gryfonka i uciekła. Jak już
miała to w zwyczaju.
Hermiona
zawsze wchodziła najpierw do gabinetu i witała się z Rose. Teraz
jednak coś się zmieniło. Od razu po wejściu do szpitala
skierowała swoje kroki w stronę sali numer 8, gdzie leżała
dziewczynka. Jak się domyślała, siedział przy niej Draco i mocno
ściskał jej rączkę.
-Cześć,
Hermiona. Dobrze, że przyszłaś. Chciałbym z Tobą chwilkę
porozmawiać. Tylko proszę, nie wychodźmy z sali, nie chcę małej
zostawić ani na chwilę – powiedział Ślizgon.
-
Cześć Draco, oczywiście. Słucham, o czym chcesz ze mną
rozmawiać?
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę o szczere opinię :) Kontynuacja miniaturki pojawi się, oczywiście, jeżeli będzie miał kto ją czytać. Dobrych wakacji, Kochani!
Buziaki
K.